Czasem po prostu nie mogę się powstrzymać, żeby nie opublikować czegoś prywatnego. Podczas tych wakacji zapisałam się na kurs gry na bębnie obręczowym. Od dobrych kilku lat chciałam nauczyć się grać na jakimś instrumencie muzycznym. Nawet kilka oglądałam, dotykałam, próbowałam grać. Odstraszała mnie jednak konieczność nauki nut, a także ilość czasu jaką trzeba poświęcić na opanowanie instrumentu. Tym razem jednak stwierdziłam, że bębenek to jest TO. W końcu ile ruchów trzeba się nauczyć by na nim grać? Oczywiście jak się potem okazało całkiem sporo, ale i tak mi się podoba!
Bym mogła ćwiczyć w każdych warunkach uszyłam pokrowiec na mój bęben. Teraz mogę go ze sobą wszędzie zabierać nie obawiając się zniszczenia. Nie śmiejcie się! Kiedyś wzięłam bębenek ze sobą nad jezioro i przypłynęła do mnie kaczka. Zrobiła przy mnie całą toaletę, która trwała z piętnaście minut. Patrzyła na mnie niespokojnie tylko wtedy, gdy wypadałam z rytmu (akurat wtedy szło mi całkiem dobrze). Oto mój nowy nabytek ze swoim domkiem.
Uszyłam go z wodoodpornej tkaniny, z usztywnieniem, kieszonką z tyłu na drobiazgi i oczywiście aplikacją. Nie mógł być taki zwykły, w końcu jest mój. Oto szczegóły.
Pokrowiec tak się spodobał, że dostałam zamówienie na kolejny. Oto wersja druga. Inny motyw oraz więcej kolorów.
Przy tej okazji mogę pokazać inną swoją pracę, którą wykonałam w tematyce bębniarskiej. Pałka do bębna szamańskiego. Efekt połączonych technik – filcowania na sucho oraz haftu.
Dostałam zamówienie na kolejne pokrowce, więc może zobaczycie ich na mojej stronie więcej. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu by od czas do czasu zobaczyć coś innego niż lalki.